Dziesiąty dzień każdego miesiąca to czas pamięci o ofiarach katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. O tradycji, trwających już blisko siedem lat Marszów Pamięci pisze przewodniczący zgromadzenia cyklicznego, wolski radny Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Lewandowski.
Niektóre wydarzenia głęboko i trwale zapadają w pamięć narodów i społeczeństw. Na tyle skutecznie, że ich rocznice, a czasem i miesięcznice są spontanicznie obchodzone przez pamiętające o nich ludzkie wspólnoty. By tak się stało, muszą to być fakty naprawdę wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. Poczucie wyjątkowości połączone z ich historycznym, choć nieodległym w czasie wymiarem powoduje, że uczestniczenie w obchodach pamięci o nich staje się naturalnym patriotycznym odruchem. Zbiorowym zachowaniem podobnie, pro państwowo myślących obywateli. Koniecznością, swoim cyklicznym postępowaniem, dania ściśle określonego świadectwa.
W naszej historii należą do nich na pewno rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego, po wojnie bezskutecznie zacierane w pamięci warszawiaków przez rodzimych komunistów. Władza ludowa nie chciała, by cokolwiek ważnego kojarzyło się nam z przedwojenną Polską. Także powstanie rozpoczęte z rozkazu rządu londyńskiego, a przeprowadzane przez kontynuację wrześniowego Wojska Polskiego.
Z pewnością należało do nich również uczestnictwo w comiesięcznych mszach świętych za Ojczyznę odprawianych w żoliborskiej świątyni pw. Św. Stanisława Kostki. Po męczeńskiej śmierci odprawiającego je, już dziś błogosławionego, księdza Jerzego Popiełuszki uczestnictwo w nich stało się zbiorowym moralnym obowiązkiem. Pomimo groźnego czasu stanu wojennego kościół pw. Św. Stanisława Kostki gromadził tysiące ludzi. Wiernych, którym nie było wszystko jedno.
Z podobną tradycją mamy do czynienia od siedmiu lat na Krakowskim Przedmieściu. Ludzie zszokowani skutkami smoleńskiej tragedii samorzutnie i spontanicznie, od kwietnia 2010 r. zaczęli czcić pamięć tych, którzy stracili tam życie. Co miesiąc, każdego 10-tego po uczestnictwie w odprawianej w archikatedrze warszawskiej mszy świętej przechodzą w modlitewnym pochodzie pod Pałac Prezydencki. Bez względu na dzień tygodnia, pogodę i własne obowiązki stawiają się tego dnia na Krakowskim Przedmieściu. Po to, by dać świadectwo. Żeby w swojej modlitwie wspominać wszystkich, którzy już żywi nie wrócili z Rosji. Bez względu na ich partyjną przynależność, wiarę i poglądy polityczne. Aby w wielotysięcznym pochodzie ciągle dopominać się elementarnej prawdy. O tym, co rzeczywiście wydarzyło się w oparach mgły nad Siewiernym.
Bez krztyny nienawiści, wydawania pochopnych ocen i wyroków. Swoją obecnością zadajemy konsekwentnie te same pytania. Ze względu na czas trwania, ilość uczestników i religijny charakter uroczystości historia naszych Marszów Pamięci już teraz jest fenomenem na skalę Polski, a nawet całej Europy. Wolni, samodzielnie myślący obywatele mają prawo celebrować pamięć swoich przywódców. Mają też prawo w sposób przez nikogo niezakłócany pokojowo domagać się rozwiązania smoleńskiej tajemnicy. Tak samo, jak czynili to pamiętający o Katyniu, bł. księdzu Jerzym Popiełuszce, czy Grzegorzu Przemyku.
Udostępnij
Podziel się tym ze znajomymi!