Białołęka przeżywa trudny okres. Do chaosu związanego z wyborem zarządu dzielnicy i ustanowienia komisarza dochodzi szereg niezrealizowanych w tym roku inwestycji.
Obecna kadencja samorządu na Białołęce nie należy do szczęśliwych. W pierwszym półroczu zawirowania dotyczące wyboru zarządu dzielnicy zakończyły się odwołaniem z funkcji burmistrza Jana Mackiewiczem i ustanowieniem komisarza, którym została Ilona Soja-Kozłowska (PO), a obecny zarząd opiera się na Platformie Obywatelskiej i Inicjatywie Mieszkańców Białołęki.
Do tej pory koalicja PO-IMB chwaliła się rekordowym budżetem dla dzielnicy. Iluzja sukcesu trwała aż do dziś, kiedy budżet na 2017 rok został urealniony na poziomie połowy tego, czym miał być pierwotnie. Idzie za tym cały szereg niezrealizowanych inwestycji oświatowych i drogowych. Budżet nagle okazał się… rekordowo niski. Może nawet najmniejszy w historii dzielnicy, uwzględniając nominalną wartość złotego.
– Powody takiego stanu rzeczy mogą być dwa: zarząd PO-IMB jest wyjątkowo nieudolny i nie potrafił wykorzystać przyznanych środków. Powód drugi: przygotowanie dla dzielnicy papierowego budżetu marketingowego, czyli takiego, żeby idąca za nim propaganda sukcesu powaliła mieszkańców z nóg – mówi były zastępca burmistrza Dzielnicy Białołęka Łukasz Oprawski (PiS).
Efektem rządów obecnej koalicji jest brak nowych placówek oświatowych, nowe ulice zostały wpisane w harmonogram na lata przyszłe, a projekt nowej galerii handlowej został oddany walkowerem bez świadczeń barterowych na rzecz dzielnicy. Białołęka miała szansę stać się przykładem nowej jakości. Dziś mamy tu zarząd komisaryczny i jeden niewątpliwy wielki sukces – sukces utrzymania się przy władzy przez koalicję PO-IMB. Tylko ile ma to wspólnego z interesem nas, mieszkańców?
Udostępnij
Podziel się tym ze znajomymi!